środa, 7 listopada 2012

Dentysta sadysta? Porady jak przetrwać wizytę na fotelu dentystycznym

Dziś spontaniczny post, a co :D Byłam dziś u dentysty i chciałam się z Wami podzielić moimi sposobami na wizytę bez strachu.

Muszę się przyznać, że ja nie boję się dentysty. No, przynajmniej póki nie wchodzi w grę wyrywanie, które miałam raptem 2 razy w życiu i to 2 razy mleczaki, lub leczenie kanałowe. Generalnie boję się tylko zabiegów związanych z zastrzykami i to tylko dlatego, że nie lubię igieł (tak tak, diagnosta laboratoryjny nie lubiący igieł, niezły paradoks, co?). Kiedyś to nawet chciałam być dentystką, potem ortodontką, ale koniec końców wyszło jak wyszło.


 A oto moje sposoby:

1) Jeśli nie jesteś bardzo wrażliwy na ból, to nie bierz znieczulenia tylko zmień myślenie. Czy zauważyliście, że przy wierceniu w zębach ból jest bardzo krótkotrwały? Mija gdy tylko dentysta przestaje wiercić. Za to zastrzyk znieczulający sam w sobie boli, szczególnie gdy w grę wchodzi znieczulanie przednich zębów. Dodatkowo takie znieczulenie długo potem "odchodzi" i mamy całą buzię zdrętwiałą. Postaw więc na szali- wolisz czuć ból przez kilka sekund (może z minutę łącznie) czy wkurzać się na zdrętwienie i inne nieprzyjemności związane ze znieczuleniem? Ja wybieram to pierwsze.

2) Przed wejściem do gabinetu przygotuj sobie chusteczki higieniczne i trzymaj je cały czas w ręku. Gdy wiercenie zaboli będziesz mógł ścisnąć, co powinno trochę pomóc. Dodatkowo jeśli przy wypluwaniu ślina będzie się ciągnąć (wszyscy chyba znamy to uczucie... A przynajmniej ja je znam dobrze), można bez kombinowania i skrępowania wytrzeć buzię.

3)Jeżeli dentysta "wwierci" się w nerw i już nie możesz wytrzymać, daj mu o tym znać. Wiadomo, że z otwartą buzią nie możemy nic powiedzieć, ale można np. "syknąć", skrzywić się, unieść lekko tułów z fotela wraz z nabraniem powietrza (mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli:P)

4) Jeśli boisz się wszelkich dziwnych maszyn i przyrządów, których używają dentyści, zamknij oczy.

5) Staraj się myśleć o czymś innym. Może to być cokolwiek - możesz nawet sobie wyobrazić, że jesteś w jakimś ciepłym kraju i się opalasz (swoją drogą bardzo dobry sposób, gdy zimą musimy przejść z punktu A do punktu B). Ja na przykład lubię sobie śpiewać w myślach (i nie tylko u dentysty ;D), więc dlaczego by tego nie robić na fotelu? Jedno czego nie polecam, to myślenie o jedzeniu ;)


Poza tym aby uniknąć wizyt u dentysty związanych z leczeniem zębów polecam używanie nici dentystycznej, mycie zębów minimum 2 razy dziennie (najlepszą pastą jest ponoć Elmex, sama go używam, ale nie mogę się jeszcze wypowiedzieć na temat jego skuteczności) oraz wizytę u ortodonty, jeśli macie bardzo stłoczone zęby. Wiadomo, że krzywe, stłoczone zęby sprawiają, że dostęp do szpar międzyzębowych jest utrudniony, z tym się wiążą trudności z dokładnym wyczyszczeniem zębów z resztek jedzenia a przez to szybko robi się próchnica.

Pamiętajcie też, że chore zęby to nie tylko ból, gdy dziury są już duże. Próchnica wiąże się też z wieloma bardzo groźnymi chorobami jak np. cukrzyca czy miażdżyca, a także z ogólnoustrojowymi zakażeniami. Nie warto ryzykować, prawda?

A Wy chodzicie co pół roku na wizyty kontrolne? A może boicie się dentysty i czekacie, aż was zaczną boleć zęby?


P.S. Widziałyście przepis na łososia z karmelizowanym sosem jabłkowo-cebulowym? O matko, aż mi ślina cieknie na samą myśl! Postaram się w najbliższym czasie wypróbować i dać znać, jak mi wyszło i czy było dobre ;)

wtorek, 6 listopada 2012

Porozmawiajmy o: cukrzyca. Cz. I- Wstęp.

Dziś chcę zacząć serię wpisów, dotyczących cukrzycy. Nie da rady wyjaśnić wszystkich mechanizmów i konsekwencji tej choroby w jednym poście- za dużo jest typów cukrzycy, za dużo czynników wpływających na nią, za dużo jej powikłań. Dlatego serię chciałam zacząć od przedstawienia naszego głównego wroga, od którego wszystko się zaczyna, popularnie nazywanego cukrem.

Na wstępie należy zaznaczyć- nie każdy cukier jest zły. Generalnie nie poleca się jeść pokarmów zawierających cukry proste oraz disacharydy, natomiast w zdrowym żywieniu powinno się jadać cukry złożone. Czym one się różnią?
Mówiąc o cukrze ludzie zazwyczaj mówią o sacharozie, obecnej m.in. w cukrze buraczanym, czyli tym, który najczęściej spożywamy i o cukrze trzcinowym. Sacharoza jest dwucukrem, którego cząsteczka zbudowana jest z glukozy oraz fruktozy, które połączone są wiązaniem O-glikozydowym. Wiązanie to jest jedno i jest ono szybko "niszczone" przez sacharazę (enzym, który rozkłada sacharozę na "części pierwsze") na glukozę i fruktozę, z których cząsteczka była zbudowana. A w związku z tym, że cząsteczka sacharozy jest tak szybko rozkładana, szybko "skacze" stężenie glukozy we krwi, gdyż jak każdy wie, składniki odżywcze po strawieniu trafiają do krwiobiegu, aby mogły dotrzeć do każdej komórki. I to właśnie głównie z powodu szybkiego wzrostu stężenia glukozy we krwi po spożyciu cukru buraczanego/trzcinowego itp. jest on tak potępiany. Szybki "skok" stężenia glukozy powoduje szybką reakcję trzustki... ale o tym będzie w późniejszych notkach ;)

Źródło: KLIK

Czy mamy więc wyeliminować cukry z diety? NIE! Mimo swoich "właściwości pro-cukrzycowych" to glukoza jest naszym głównym paliwem, pokarmem dla naszych komórek. Nie możemy więc pozbawiać się tego składnika z diety. Trzeba jednak się nauczyć wybierać dobre cukry. Co to znaczy dobre? Dobrymi cukrami można nazwać cukry złożone. Tutaj zaliczyć możemy skrobię czy szeroko pojętą grupę związków chemicznych, nazywaną błonnikiem pokarmowym. Dlaczego cukry złożone są dobre? Ich łańcuchy zbudowane są z wielu cząsteczek sacharydów, które nie są od razu "cięte" przez odpowiednie enzymy na części pierwsze, tylko najpierw rozkładane są na mniejsze kawałki, a dopiero potem te kawałki "przekształcają się" w glukozę. W związku z tym, że proces ten rozkłada się w czasie, wzrost glukozy we krwi nie jest tak nagły. I o ile ze skrobią należy uważać, ponieważ dość szybko podnosi ona poziom glukozy we krwi i ma wysoki indeks glikemiczny, o tyle wszystkie produkty bogate w błonnik pokarmowy są bardzo wskazane. 

Co więc jeść? Przykładowymi składnikami, które dostarczą nam dobrych cukrów są płatki owsiane, orkiszowe, otręby owsiane, pełnoziarniste pieczywo (ale to naprawdę pełnoziarniste, a nie karmelizowane, które tylko wygląda zdrowo), większość warzyw (przede wszystkim warzywa strączkowe), kasza gryczana... Owoce, jak każdy wie, również są zdrowe, jednak w przeciwieństwie do warzyw, których w zasadzie można jeść nieograniczoną ilość (wyjątkiem są np. ziemniaki).

Muszę jeszcze zaznaczyć, że w dzisiejszym świecie producenci mają wiele sposobów, jak oszukać klienta. I tak na przykład nasz wróg, cukier, może występować w składach produktów żywnościowych pod wieloma nazwami m.in. cukier, cukier trzcinowy, syrop glukozowo-fruktozowy, syrop kukurydziany, cukier inwertowany, glukoza, sacharoza, wszelkie inne nazwy cukrów prostych bądź dwucukrów (generalnie końcówka -oza wskazuje na cukier), wysokofruktozowy syrop kukurydziany, aspartam, acesulfam K (dwa ostatnie to sztuczne słodziki) itd. Tak, dużo tego. Niektóre to sztuczne wytwory, niektóre naturalnie występujące cukry, których mimo wszystko powinno się unikać. Dlatego powinniśmy się nauczyć czytać dokładnie składy...

A Wy staracie się unikać tzw. cukrów? A może jest Wam wszystko jedno? Jestem ciekawa Waszych opinii:)

czwartek, 1 listopada 2012

TAG: Spowiedź z odchudzania

Tytuł TAGu  z angielskiego przetłumaczyłam, bo nie lubię angielskiego. Chociaż nie, źle napisałam, nie to, że nie lubię angielskiego, ale nie lubię wszechobecnych teraz wtrąceń angielskich w polskich tekstach. Nienawidzę angielskich tytułów na polskich blogach. No nie znoszę tego i już. Nie tyczy to się oczywiście tytułów piosenek/cytatów i słów/wyrażeń, które naprawdę ciężko przetłumaczyć na polski, a każdy wie, o co chodzi. Ale do brzegu, jak to mawia moja ciotka :)

Ostatnio nie miałam internetu, więc zaplanowana przeze mnie w głowie notka pojawi się później, a dziś odpowiem na kilka pytań z TAGu, który ostatnio opanował blogosferę. Nikt mnie nie tagował, ale co tam. Sama też nikogo nie taguję :P

Twoja waga, wzrost i (opcjonalnie) wymiary.
Dziś się specjalnie ważyłam i waga wskazała 56,4kg. Mam 162 cm wzrostu (co najśmieszniejsze, co najmniej od 18tki myślałam, że mam 160 cm wzrostu :D No chyba, ze urosłam od tego czasu...). Biust 94cm, talia 72cm, brzuch 79 cm, biodra 94cm. Tak tak, wiem, jestem bliska otyłości brzusznej...

Jaka była Twoja najwyższa i najniższa waga, jaką do tej pory osiągnęłaś?
Najwyższa prawie 64kg, całkiem nie tak dawno temu, najniższa 53 kg, jakoś w okolicach wakacji po skończeniu gimnazjum.
Do jakiej wagi dążysz?
Wiem, że nie waga się liczy, ale to, jak się wygląda  więc nie mam docelowej wagi, a zdjęcie osoby, która ma wg mnie piękne kształty. Myślę jednak, że taki wygląd osiągnęłabym przy ok. 51-53 kg...
Dlaczego chcesz schudnąć?
Przede wszystkim dla zdrowia. Normalnie tego nie widać, ale większość tłuszczu zbiera mi się na brzuchu- co widać przy moich wymiarach- a tłuszcz na brzuchu jest najgorszym rodzajem tłuszczu. No a poza tym kto by nie chciał wyglądać szczupło i zdrowo :D
Czy kiedykolwiek ktoś skrytykował/ komentował  Twoją wagę?
Ja :D A jeśli chodzi o inne osoby, to nie przypominam sobie takiej sytuacji.
Jakie błędy najczęściej popełniasz podczas odchudzania?
Uwielbiam domowe obiadki, smażone na patelni na sporej ilości tłuszczu. Uwielbiam świeże, chrupiące bułeczki z masłem i solą (tak tak, wiem). Uwielbiam czipsy! Tak, czipsy to chyba mój najgorszy wróg. A jako że uwielbiam, to przeważnie nie potrafię się powstrzymać...
Czy ktoś kiedykolwiek wywierał na Tobie presję abyś schudła, czy też jest to tylko i wyłącznie Twoja decyzja?
Nikt, nigdy.   Przeważnie mówią, że przecież mi to nie potrzebne, ale ja wiem, co widzę i co pokazują wymiary, waga, pomiar tłuszczu...
Czy lubisz swoje ciało? Co myślisz widząc swoje odbicie w lustrze?
Hmmm...nie wiem, czy można powiedzieć, że lubię. Ale też nie można powiedzieć, że nie lubię. Po prostu znam swoje wady i je toleruję, bo co mam innego zrobić (o ile nie można nad nimi pracować, jak nad schudnięciem). Ale znam też zalety swojego ciała i to właśnie je staram się podkreślać:)
Czy posiadasz złe nawyki, które utrudniają Ci schudnięcie?
Jak już pisałam- uwielbiam CZIPSY! I w ogóle wszelkie słone, niezdrowe żarcie.   Staram się jednak jeść je jak najrzadziej. Kiedyś prawie nie jadłam warzyw i dalej muszę się pilnować, żeby to robić. Mam czas, że mogłabym żreć jak królik- tylko warzywa, a mam czasami, że najchętniej bym się żywiła tylko jasnym pieczywem, frytkami, pizzą itp.
Czy posiadasz dobre nawyki, które są pomocne przy odchudzaniu?
Jem śniadania. Nie wiem, jak bym musiała być gdzieś spóźniona, żeby nie zjeść śniadania... A jak zjem śniadanie, które nie było wystarczająco pożywne (a ok. 6-7 rano czasami muszę na siłę w siebie jedzenie wciskać), to po godzinie jestem głodna i zła... Ale i tak, mimo że o wczesnej porze przeważnie nie jestem głodna , to w siebie coś wciskam. Czasami mi się aż wymiotować chce, ale bez śniadania nie wyjdę...
Poza tym jeżeli już jem coś niezdrowego, to nigdy na pusty żołądek. Tak mnie nauczyła mama i mam to tak zakodowane, że najpierw jem coś sycącego, a dopiero potem niezdrowe przekąski. Generalnie jeśli chodzi o słodycze, to raczej nie jadam ich przed godziną 15-16 czyli przed obiadem...
Co najbardziej ekscytuje Cię w osiągnięciu swojej wymarzonej wagi? Jak myślisz - jaki będzie miało to wpływa na Twoje życie?
ZDROWIE! Chcę być zdrowa i przeżyć 100 lat. No dobra, aż tyle to nie, ale wiecie o co mi chodzi. Jaki wpływ- no przecież człowiek zdrowy to człowiek zdrowy, tu nawet nie powinno się tłumaczyć ;D
Skąd czerpiesz motywację do odchudzania?
Przede wszystkim   z fotek dziewczyn, którym się udało osiągnąć cudowne kształty. Nie ma nic bardziej motywującego.
Czy kiedykolwiek stosowałaś diety (np. kopenhaska, 1000kcal itd.)?
Tak... Jak byłam gówniarą (czytaj- miałam ok. 13-15 lat), to przez jakiś czas stosowałam dietę 1000-1200 kcal. Na swoje usprawiedliwienie mam   to, że to były czasy, kiedy ta dieta nawet przez lekarzy uważana była za najzdrowszą i najskuteczniejszą... Ale nigdy w życiu nie byłam na tych naprawdę idiotycznych dietach, typu Dukana...
Czy kiedykolwiek stosowałaś suplementy / wspomagacze odchudzania?
Tak. Zanim się zaczęłam naprawdę interesować zdrowiem, ćwiczeniami, dietami itp. to przez miesiąc chodziłam z koleżankami na siłownię i wtedy brałam  L-karnitynę w tabletkach i jakieś napoje, też chyba z L-karnityną.
W jaki sposób chcesz dojść do wymarzonej wagi? Czy masz plan odżywiana / ćwiczeń, którego będziesz się trzymać? 
Chcę dojść do wymarzonej SYLWETKI za pomocą zdrowego odżywiania i ćwiczeń, ale w tej chwili pracuję dopiero nad planem. 
Jaki wpływ miało na Ciebie założenie bloga? Czy blog okazał się pomocny w procesie odchudzania?
Ja nie założyłam bloga w celu odchudzania, więc nie, blog nie okazał się pomocny. Poza tym mam go za krótko, żeby w ogóle mówić, że blog mi w czymś pomógł.
Twoje motto / hasło, które motywuje Cię do działania. 
Just do it!
Czy osoby w Twoim otoczeniu wiedzą, że się odchudzasz/chcesz schudnąć? Czy Cię wspierają?
Tak, wiedzą. Ale to raczej ja się staram im pomóc, wprowadzając zdrowe nawyki, co idzie mi opornie...
Czy miewasz napady niepohamowanego obżarstwa/ ciągi, w których jesz bardzo dużo niezdrowych rzeczy? Jeśli tak - jak myślisz, dlaczego się tak dzieje?
Chyba jak każda kobieta- jak jestem przed okresem, to powinno się przede mną lodówkę zamykać. Z koleżankami nazywamy to ciążą spożywczą :D   Poza tym czasami mam takiego lenia, że najchętniej bym jadła tylko pizzę/frytki itp. bo nie trzeba się przy nich napracować.
Co jesz zazwyczaj (gdy się nie odchudzasz) ?
W zasadzie to dążę do tego, żeby normalne jedzenie było też moim odchudzającym jedzeniem. Czyli staram się wprowadzić "dietę" na całe życie. No i zawsze jadam to co chcę, gdy mam na to ochotę. Wiadomo, staram się unikać niezdrowych rzeczy, ale czasami mam tak, że mam wrażenie, że umrę, jeśli nie zjem czegoś, na co mam ochotę. Więc wolę to zjeść, bo jeśli nie zjem, to następnym razem wchłonę w siebie 2 albo i 3 razy więcej tego śmieciowego żarcia...
Z czego najtrudniej jest Ci zrezygnować będąc na diecie? Czego najbardziej Ci wtedy brakuje?
Z czipsów. I pizzy.
Jaka jest Twoja największa słabość jeśli chodzi o jedzenie?
Fast foody. Czipsy. Parmezan. Tuńczyk. Łosoś. Carbonara. Kukurydza.    
Co najbardziej podoba Ci się w procesie odchudzania?
Jak to co? Zmieniająca się figura!  
Czy wspomagasz dietę ćwiczeniami? Jeśli tak - jak często ćwiczysz i jakie ćwiczenia są Twoimi ulubionymi? 
Mam słabość do Jillian Michaels i wszelakich jej programów treningowych. Nie potrafię za to sama ze sobą ćwiczyć- niby znam ćwiczenia, ale nie umiem ich składać w całość. Dlatego, póki co, wolę ćwiczyć z płytami :)
Jakie jest twoje nastawienie do odchudzania? Czy wierzysz, że Ci się uda?
Ja nie wierzę, ja to wiem (chociaż nie każdy w to wierzy tak jak ja. Ich problem :D)  
Wstaw zdjęcie swojej thinspiracji/fitspiracji i napisz, co najbardziej Ci się w niej podoba. 
Zaczerpnięte z FB Ewy Chodakowskiej: KLIK


Zaczerpnięte z FB Ewy Chodakowskiej: KLIK
Co mi się w niej podoba? Wszystko. A przede wszystkim to, że dziewczyna pokazała, że jak się chce, to można.

A teraz się nie śmiać, ale muszę Wam pokazać, co, a raczej kto, jest moją inspiracją, kiedy nie mam już siły wykonać następnego powtórzenia:






 Dobra dobra, wiem że to głupie, ale cóż. Jak już mi nie mam sił na ćwiczenia, to sobie myślę, że on by spokojnie to wykonał, zaciskam zęby i robię kolejne ćwiczenia :D Kto ogląda Pretty Little Liars pewnie rozpoznaje postać Jasona (btw. moja ulubiona postać, tylko czemu go tak mało?!), graną przez Drew Van Ackera :D

niedziela, 28 października 2012

Oto co mi pozwala przeżyć

Nienawidzę jak ktoś chrapie! Chrapanie mnie nie denerwuje. Chrapanie mnie wkurwia. Jak słyszę ten straszny dźwięk, to mam ochotę rzucać wszystkim, co mi się nawinie pod rękę. Nie ma mowy, żebym zasnęła, gdy słyszę chrapanie. Tak się składa, że mój ojciec chrapie jak traktor, a drzwi są tak cienkie, że w ogóle nie tłumią tego dźwięku. Najgorsze jest to, że on w ogóle tego nie słyszy. Do niedawna radziłam sobie nakładając słuchawki na uszy i głośno ustawiając film. Nie bierzcie ze mnie jednak przykładu, bo człowiek w ten sposób się nie wysypia, a niewyspany człowiek = zły człowiek. Oto co polecam kupić:


Tak, wiem, jestem głupia. Ale proszę się ze mnie nie śmiać :D Wystarczyło kupić stopery. Dostępne w każdej aptece za około 1,50zł. Są to stopery plastyczne- w środku mają jakąś watę czy coś w ten deseń, a na zewnątrz coś w rodzaju plasteliny. Odrywa się kawałek, ugniata, żeby były miękkie, formuje coś w rodzaju grzybka lub walca, żeby można było włożyć to do kanału słuchowego i mamy spokój z chrapaniem. EUREKA! Na początku można mieć pewne problemy z włożeniem ich odpowiednio do ucha, jednak wiadomo- praktyka czyni mistrza.

Polecam serdecznie!

piątek, 26 października 2012

Poszukujemy prawdy: jak to jest z tymi wodami mineralnymi?

Źródło: KLIK
Dużo się ostatnio mówi o wodach mineralnych- jakie są dobre, jakich lepiej unikać. Sama również miałam fazę, że kilka dni pod rząd szukałam jakie wody są dobre, jakie nie, czytałam różne rankingi i zastanawiałam się, kto ma rację.

Zacznijmy od tego, czym jest woda mineralna. Od 7 maja 2011 w naszym kraju obowiązuje definicja zaczerpnięta z przepisów UE. Definicję tę przeczytacie TUTAJ.

Nie będę może się rozpisywać o wszystkich parametrach, które należałoby prześledzić, aby wybrać dobrą wodę, bo bardzo dobrze opisano to TUTAJ .

Generalnie ludzie najbardziej skupiają się, o ile są świadomi, że woda wodzie nierówna, na zawartości składników mineralnych. Są dwa obozowiska dotyczące tego, czy pić wody wysokozmineralizowane. Osoby opowiadające się za piciem wód o wysokim stężeniu składników mineralnych wspominają przede wszystkim, że wraz z taką wodą można uzupełnić braki mineralne w swoim organizmie.
Poza tym niektórzy porównywali picie wody źródlanej (do której zaliczano wody o niskim stężeniu składników mineralnych) do picia wody destylowanej. Mgr Tadeusz Wojtaszek z Polskiego Towarzystwa Magnezologicznego, który wypowiadał się dla portalu gazeta.pl powiedział takie słowa:
"Jeśli kupi pani butelkę wody źródlanej i ją wypije, w organizmie nie zostanie nic z pożytecznych składników mineralnych. Z butelki wody mineralnej z dużą zawartością minerałów pozostanie ich odpowiednia ilość. Wody źródlane to wody o śladowej ilości składników mineralnych, a im mniej w wodzie minerałów, tym wartość zdrowotna mniejsza. Ba, woda pozbawiona składników mineralnych jest dla zdrowia wręcz szkodliwa. Widziała pani kiedyś rury, którymi płynie woda zdemineralizowana? Są wyżarte od środka. Bo ta woda jest tak chłonna, że zabiera ze sobą wszystko, co się da. Udowodniono, że po wypiciu pięciu litrów wody destylowanej, człowiek umiera, bo ona rozrzedza elektrolity, wypłukuje wszystkie potrzebne składniki mineralne."
Drugie obozowisko natomiast stwierdza, że składniki mineralne należy uzupełniać z pokarmem, a nie z wodą.

Jakie jest moje stanowisko? Jak zwykle staram się podchodzić do tego wszystkiego z rozwagą- pijam wody średniozmineralizowane. I staram się nie pić jednej marki wody. Kiedyś moją ulubioną był Żywiec Zdrój i tylko on mi smakowo pasował (tak, najpierw wyśmiewałam koleżankę, że twierdzi iż woda ma smak, a potem sama miałam tak, że poza Żywcem nic mi nie smakowało;D), ale że chyba nigdzie nie wypowiadają się o niej dobrze, to przestałam ją pić. Teraz moją ulubioną wodą jest Nałęczowianka, za to jedną z gorszych wód (w smaku) jest dla mnie Cisowianka. Jest jeszcze jeden powód, dla którego rzadko pijam wody wysokozmieralizowane- nie znoszę ich smaku. Przeważnie stężenie składników mineralnych "podbijają" jony wodorowęglanowe, których potrafi być czasami blisko połowa. A jony wodorowęglanowe nadają specyficzny smak, jak ja to mówię, wygazowanej wody gazowanej. Co nie znaczy, że taka woda nie ma swojego zastosowania, bo w niektórych chorobach ma.

A Wy interesowałyście się tym tematem? Jakie są Wasze ulubione wody mineralne?

środa, 24 października 2012

Światowy dzień walki z otyłością

Swoją drogą on mi przypomina Simona Bakera z Mentalisty
Źródło: KLIK

Jako, że dziś jest Światowy Dzień Walki z Otyłością, chciałam nawiązać do programu, o którym czytałam na kilku blogach i właśnie skończyłam go oglądać. Chodzi o "Jamie's Oliver Food Revolution". Osoby Jamiego pewnie nie trzeba Wam przedstawiać, więc sobie to odpuszczę i przejdę do przedstawienia programu i swoich spostrzeżeń.

Program stworzony został po to, żeby spróbować nauczyć ludzi, jak się powinno jeść. Jamie wybrał miasteczko (no, u nas to by było całkiem spore miasto, ale pominę ten fakt, bo USA to nie Polska ;P) Huntington w USA, które jest najgrubszym i  najbardziej niezdrowym miastem w Ameryce, wg raportu CDC (Centers for Disease Control and Prevention). Oczywiście został potraktowany przez wielu nieufnie, wręcz wrogo, ale czego innego można było się spodziewać.

Nie będę szczegółowo opisywać, co tam się działo. Wystarczy chyba, że:
  • frytki uważane są w Stanach Zjednoczonych za porcję warzyw
  • jakaś kobita, która z założenia ma pilnować, żeby posiłki były zgodne z wytycznymi, narzekała, że Jamie zrobił makaron z siedmioma warzywami, ale ona widzi, że tych warzyw jest za mało. Ale już posiłek złożony z burgera i frytek nie wzbudzał jej zastrzeżeń
  • dzieci w wieku ok. 7 lat nie potrafiły trafnie nazwać ŻADNEGO z warzyw. Nawet ziemniaka czy pomidora...
No normalnie się z minuty na minutę coraz bardziej wkurzałam to oglądając. Jak DOROŚLI ludzie mogą być tacy głupi? Jak DOROŚLI ludzie mogą uczyć swoje dzieci jeść takie świństwa? Ja wiem, że to jest smaczne. Wiem, że to jest szybkie, a ludzie teraz nie mają czasu. Ale do jasnej cholery, to jak jemy w dzieciństwie ma wpływ na nasze nawyki żywieniowe w wieku dorosłym. Ba, nie tylko na nawyki, ale na to, czy będziemy mieli tendencję do tycia. Ci spasieni dorośli niech sobie żrą te świństwa i niech sobie poumierają, jak tak chcą, to ich wybór. Ale tak traktować swoje dzieci? Patrzeć, jak w młodym wieku niektóre z nich mają już tak poważną otyłość, że strach myśleć, co będzie potem... CZY w ogóle będzie potem, bo większość tych młodych ludzi pewnie poumiera, zanim skończy 30 lat... RODZICE hodują im cukrzycę, miażdżycę, choroby wątroby, niszczą im kości. RODZICE niszczą im psychikę, bo który gruby dzieciak nie jest w szkole wyśmiewany?

To jest temat rzeka i w jednym poście nie da się opisać wszystkich konsekwencji, jakie ma niezdrowe odżywianie w dzieciństwie, dlatego w przyszłości będę się starać powoli rozprawiać się z tym wszystkim.
Program Jamiego (chociaż zdaję sobie sprawę, że to tylko program telewizyjny i pewnie za wiele nie zmieni na dłuższą metę) jest tylko kroplą w morzu potrzeb, ale każda kropla jest ważna.

A Wy oglądałyście ten program? Jakie są Wasze wrażenia?

wtorek, 23 października 2012

Moje rady na: pisanie pracy dyplomowej, obona pracy dyplomowej

Źródło: KLIK
Ostatnimi czasy zauważyłam, że wiele z Was w niedługim czasie będzie się bronić, bądź zaczynać pisać pracę dyplomową. Tak się składa, że ja broniłam się prawie miesiąc temu- 27 września. Postanowiłam więc podzielić się z Wami kilkoma sposobami i moimi spostrzeżeniami, które mogą Wam pomóc przy pisaniu pracy i obronie.









  Rady dotyczące pisania pracy dyplomowej:

1) Pomyślcie wcześniej nad tematem pracy. Jeśli nie na wszystkich uczelniach, to na większości, jest możliwość zgłoszenia swojego tematu. Dlaczego to jest świetna opcja? Ponieważ macie możliwość pisać o czymś, co Was interesuje. Nawet jeśli jesteście na danym kierunku przez przypadek/bo rodzice tak chcieli/bo nie dostaliście się na inny kierunek, to na pewno macie jakiś temat, który Was interesuje a związany jest z kierunkiem, który studiujecie.

2) Zróbcie tzw. wywiad środowiskowy i popytajcie się starszych kolegów o promotorów. Wiadomo, że jeśli na roku może być nawet powyżej 200 osób i każda musi mieć temat pracy dyplomowej, to jest i wielu promotorów. Wielu z nich można w ogóle nie znać. Nie oznacza to, że trzeba się tych osób, których się nie zna, bać i unikać ich jak ognia. Poza tym często okazuje się, że asystent/profesor z którym się miało zajęcia i był świetny, nie nadaje się na opiekuna pracy dyplomowej. Nie warto się więc kierować tym kryterium...

3) ... powiem więcej- wg mnie warto wybrać najbardziej zasadniczą  i wymagającą osobę, która jednocześnie nie przeraża nas niemal na śmierć. Wiem, że niektórzy mogą się popukać w głowę, jednak uwierzcie mi na słowo- większość studentów pracuje lepiej, gdy wiszą nad nimi konkretne terminy. Jeżeli Wasz opiekun będzie Wam stawiał konkretne zadania i konkretne terminy, dużo łatwiej będzie się Wam zmobilizować do pracy, niż przy osobie, która jest lajtowa, albo co gorsza powie Wam, że macie do niej przyjść z gotową pracą.

4) No właśnie. A co, jeśli trafimy właśnie na taką osobę- promotora, który Was olewa i w ogóle nie pomaga Wam pisać pracy, chociaż to jego zadanie? Przede wszystkim radzę samemu narzucić sobie terminy. Nie ma nic gorszego, niż obijanie się, a potem strach, czy się zdąży na czas ze wszystkim. Poza tym, jeśli jesteście w sytuacji, że Wasz promotor powiedział Wam, żebyście się zgłosili do niego, gdy już napiszecie całość, jest duże prawdopodobieństwo, że dużo tekstu będziecie musieli zmienić. Słyszałam historie (zaznaczam, to są historie zasłyszane, nie znam takich osób osobiście), że ktoś napisał swoją pracę, a opiekun, który w ogóle się tym nie interesował, stwierdził, że ta praca mu się nie podoba, że nie tak to powinien napisać i kazał pisać wszystko od nowa.  Warto jest więc ustalić sobie takie terminy, żeby w razie co wyrobić się w czasie.

5) Nie bójcie się angielskich artykułów. Nie wiem z czego korzysta się, przy pisaniu pracy na kierunku humanistycznym, jednak ja, będąc na uczelni medycznej, korzystałam niemal całkowicie z naukowych artykułów po angielsku. Fakt, na początku może to być przerażające, bądź co bądź jest to język obcy. Jednak po pewnym czasie człowiek przestaje bać się tego języka, zna już fachową terminologię. Dlaczego korzystanie z angielskich tekstów źródłowych jest DUŻYM plusem? Ano dlatego, że wtedy jest małe prawdopodobieństwo, żeby system antyplagiatowy, który stosują niektóre uczelnie (a przynajmniej ponoć stosują, jak jest w rzeczywistości, to cholera go wie), wykażą plagiat. Przy korzystaniu z angielskich tekstów właściwie możecie przetłumaczyć na język polski cały artykuł, a żaden program nie powinien tego wyłapać, gdyż małe prawdopodobieństwo, że ktoś inny przetłumaczy to tak samo, jak Wy. Poza tym nie czarujmy się- polskich tekstów, które mogą się przydać w pisaniu pracy, jest jak na lekarstwo.

6) Czytajcie DOKŁADNIE wytyczne Waszej uczelni, dotyczące technicznej strony Waszej pracy. Na pewno gdzieś na stronie uczelni znajdziecie, jak powinna wyglądać pierwsza strona, jaką czcionką wszystko powinno być napisane, ile egzemplarzy musicie wydrukować i w jaki sposób je oprawić. Chcę też zwrócić uwagę, że zbindowanie, to nie jest to samo, co "kartki trwale złączone ze sobą (zgrzane) i zabezpieczone   okładkami ochronnymi". Ja o tym nie wiedziałam ;)

7) Hmmm, to chyba powinno być w punkcie pierwszym- pracę piszcie sami ;) Nie no, nie posądzam oczywiście nikogo o kupowanie pracy, ale wolałam o tym napisać. Owszem, czasu trzeba na to poświęcić dużo, jednak człowiek przynajmniej wie, co pisze, umieszcza to, co chce umieścić. Poza tym pisząc pracę niemal mimowolnie się uczymy. Serio- same będziecie zdziwione ile umiecie na dany temat powiedzieć, nawet jeśli jeszcze się nie uczyliście:)

Rady dotyczące obrony (i czasu "okołoobronowego"):

1) Przynajmniej miesiąc przed, zacznijcie brać lecytynę. Dobra, przyznam, że nie czytałam nic na temat, czy suplementacja lecytyną rzeczywiście pomaga (btw. to bardzo dobry temat na notkę, zrobię rozeznanie ;), ja jednak zauważyłam, że mi przyjmowanie lecytyny pomaga. Wiadomości wchodzą niemal mimowolnie .

2) Kiedy uczycie się do obrony, wtedy się uczycie, ale gdy robicie sobie przerwę lub idziecie spać, nie myślcie o tym. Postarajcie się wtedy całkowicie wyprzeć myśli na ten temat. Mi pomagało wymyślanie sobie różnych historyjek w głowie. Dobra, wiem, że to zakrawa o chorobę psychiczną, ale cóż z tego. Pomaga. A przynajmniej mnie pomagało ;P

3) Nie uczcie się non stop. Mózg się zbuntuje i nawet jeśli się zmusicie do nauki, to za wiele Wam w głowie nie zostanie. Pójdźcie na spacer, obejrzyjcie jakiś film/serial, przeczytajcie kawałek książki. Zróbcie sobie wolne MINIMUM raz dziennie, bo zwariujecie, a tego nikt nie chce i żaden tytuł naukowy nie jest tego warty ;)

4) Poza zaplanowanymi przerwami stosujcie zasadę- jak jem, to się nie uczę ;D Zawsze zyskacie dodatkowe 15-30 minut czasu, który możecie wykorzystać na obejrzenie odcinka sitcomu, przesłuchanie kilku piosenek itp.

5) Jeżeli jakiś czas przed obroną złapie Was taki stres, że będzie wam się aż chciało płakać, to płaczcie. Muszę być szczera- 2 dni przed obroną miałam poczucie takiej bezradności i takiej pustki w głowie, że miałam moment załamania i ryczałam jak bóbr. Nie znam się na psychologii, jednak myślę, że to naturalna reakcja i nie ma co się bronić przed tym rękami i nogami.

6) Wbijcie sobie do głowy, że komisja nie jest wrogiem. Skoro już Wam się udało napisać pracę, promotor ją zatwierdził, to nikt nie będzie Wam rzucał kłód pod nogi. Pamiętajcie, że to jak Wy wypadniecie, świadczy też o promotorze. Przecież on nie chce, żeby jego student dostał niską ocenę lub, co gorsza, się nie obronił...

7) Nie piszcie za dużo tekstu na slajdach prezentacji. Wypunktujcie naprawdę najważniejsze rzeczy, do których dopowiecie trochę z głowy. Sami chyba wiecie, jak bardzo irytujące są prezentacje osób, które nie dość, że nawalą tekstu na slajdach, to potem je czytają...

8) Najlepszym tłem prezentacji, jest czyste, białe tło. Pamiętajcie, że nie wiecie w jakich warunkach będziecie ją wyświetlać, a czarne litery na białym tle będą zawsze widoczne.

9) Nie uczcie się prezentacji na pamięć. Chodzi mi tu o napisanie sobie co się chce powiedzieć i wyuczenie tego słowo w słowo. Owszem, macie wtedy pewność, że się wyrobicie w czasie, ale nie daj Boże zapomnicie  ze stresu jakiegoś kawałka prezentacji i może być kiepsko...

10) Po wejściu do sali, w której będziecie się bronić, nie podawajcie ręki osobom z komisji na powitanie. Oni są starsi i wyżsi stopniem naukowym, więc jeśli będą chcieli się przywitać podaniem ręki, to to zrobią. A niektóre osoby są bardzo wyczulone, jeśli chodzi o savoir vivre.

11) Zabierzcie ze sobą do sali butelkę wody, z której będziecie mogli pociągnąć łyka po przedstawieniu prezentacji. To niby tylko ok. 15 minut mówienia, jednak w ustach robi się pustynia...


     To by były najważniejsze moje rady i sposoby na poradzenie sobie z pisaniem pracy i jej obroną. Pamiętajcie, że to są MOJE rady i MOJE sposoby. To co u mnie się sprawdziło, nie koniecznie będzie działać na Was. Każdy z nas jest inny i trzeba brać to pod uwagę. Mam jednak nadzieję, że komuś się przyda to, co napisałam:)

Zgadzacie się z moimi spostrzeżeniami i sposobami? A może macie jakieś swoje patenty, którymi możecie się podzielić z innymi?

niedziela, 21 października 2012

Wstrętne przeziębienie

No i stało się- jestem chora. Co najdziwniejsze, przeziębienie tym razem wyszło u mnie dosłownie z godziny na godzinę- wstałam z lekkim bólem gardła, a skończyło się na kichaniu i prychaniu :( A wszystko przez ojca, który przyniósł zarazki do domu, i co? Sam jakoś przetrwał i nie zachorował, a mama i ja cierpimy... Niezłe jaja ;)

Nie będę Was zanudzać jakimiś fotami czy szczegółowymi opisami. Wspomnę tylko, że czosnek dobry jest na wszystko. No i jest smaczny :D

Przy okazji podeślę Wam 2 linki do piosenek, które mi się zapętliły i słucham ich teraz na replayu ;)


Być może teraz sobie strzelam w kolano, ale cóż, od razu się przyznaję bez bicia, że lubię tę nową płytę Biebera (a i te stare piosenki, do których były teledyski się wkręcają- spytajcie moją eks-współlokatorkę ;). Naprawdę polecam wyzbyć się uprzedzeń i sobie posłuchać ;D


A to jeden z niewielu zespołów, grających typowo klubową muzę, którą nie dość, że jestem w stanie znieść, ale i mi się podoba. Z zastrzeżeniem, że chodzi mi o piosenki, do których mają teledyski ;P Nie rozumiem tylko, jak oni mogą się podobać dziewczynom, z wyjątkiem tego prawie łysego...

Pozdrawiam z ciepłego łóżeczka i życzę Wam zdrowia :D Nie dajcie się zarazkom!

sobota, 20 października 2012

Poszukujemy prawdy: preparaty wzmacniające stawy

Dużo ludzi, których aktywnością fizyczną jest coś więcej, niż przełączenie kanałów pilotem, prędzej czy później nabawi się jakiejś kontuzji. Naderwane ścięgna, zerwane więzadła, zwichnięcia a nawet złamania- rodzajów kontuzji jest wiele. Często się zdarza, że w jednej chwili nic nam nie jest, jednak po treningu zaczynamy odczuwać upierdliwy ból np. kolan, który daje o sobie znać przy każdym następnym treningu. 

Coś takiego przytrafiło się i mnie- ćwiczyłam sobie jak zawsze i w pewnym momencie poczułam ból w kolanie. Trening oczywiście zakończyłam, ból jednak nie ustępował. Ba- zaczęło mnie boleć drugie kolano. To było miesiąc temu (albo i więcej), a ja dalej odczuwam dyskomfort, chociaż powoli zaczynam na nowo wprowadzać wysiłek fizyczny.

Pierwsze co mi przyszło do głowy, to kupienie jakiegoś preparatu na stawy. Wiedziałam, że mój tata cierpi na zwyrodnienie stawów i stwierdziłam, że ten ból może być spowodowany właśnie początkami tej przypadłości- miałam wrażenie, że kość mi trze o kość, no i niemiłosiernie "chrupią". Niby jestem młoda, ale w niektórych przypadkach artroza zaczyna się już w tak młodym wieku. Zaczęłam się jednak zastanawiać, czy takie tabletki w ogóle coś dają? Postanowiłam więc poszperać po internecie, szukając informacji na ten temat.

Przede wszystkim należy wspomnieć, że dla prawidłowej pracy stawów ważne są glukozamina i chondroityna w postaci siarczanów. Zapewniają one "poślizg" i sprawiają, że kości się nie "wycierają". To właśnie one są podstawowymi składnikami wszystkich (lub niemal wszystkich) preparatów na rynku, które mają ochraniać i odbudowywać stawy. Tabletki każda osoba może kupić w aptece, bez recepty. Pytanie tylko- czy one w ogóle działają?

Zarówno glukozamina jak i chondroityna występują naturalnie w stawach człowieka. Naukowcy w swoich badaniach przypatrują się więc, czy te dwa związki, podane w postaci tabletek, wspomagają odbudowę stawów. I cóż im z tych badań wynika? Ano jedno wielkie NIC. I nie chodzi mi tutaj, że te leki nie działają. Chodzi mi o to, że niezależni od siebie naukowcy w niezależnych od siebie badaniach otrzymują zupełnie różne wyniki. U jednych wychodzi na to, że u osób przyjmujących glukozaminę i/lub chondroitynę występuje naprawa stanu chrząstek- pacjenci odczuwają poprawę, stawy mniej ich bolą. W innych badaniach takiej poprawy się nie obserwuje. A w jeszcze innych poprawę zgłaszają pacjenci, którzy otrzymywali placebo (podejrzewam, że wszyscy wiedzą co to jest, ale wyjaśnię- placebo to substancja obojętna dla naszego organizmu, nie powinna u nich nastąpić poprawa).

No więc przyjmować, czy nie? Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi i myślę, że każdy powinien postąpić zgodnie ze swoim sumieniem i własnym przekonaniem(!). Jeżeli uważacie, że warto spróbować, to próbujcie. Jeśli nie przekonują Was tego typu suplementy diety, to nie ma sensu marnować na nie kasy. 

Ja postanowiłam, że spróbuję. Szukam preparatu, który zawiera największą ilość substancji czynnych, przy czym nie zrujnuje mojego portfela (a niektóre z tych leków potrafią być cholernie drogie...). Muszę oczywiście zaznaczyć, że takie tabletki trzeba przyjmować MINIMUM miesiąc, żeby zobaczyć, czy działają.

Kilka artykułów, które opisują badania, bądź są artykułami poglądowymi (czyli opisującymi badania innych autorów, porównującymi je i wyciągającymi z nich wnioski):
  1. http://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736%2800%2903610-2/fulltext
  2. http://adisonline.com/aging/pages/articleviewer.aspx?year=2012&issue=29090&article=00003&type=abstract 
  3. https://www.jstage.jst.go.jp/article/jvms/advpub/0/advpub_12-0241/_article
  4. http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/art.22728/abstract;jsessionid=FE9BCFF35D2065B3F5726AD2E7331CEC.d02t01
Niestety większość artykułów naukowych jest płatna, więc przeciętny człowiek, o ile nie chce płacić ok. $ 20-30 za artykuł, bądź dzień dostępu do artykułów na danej stronie, musi się zadowolić streszczeniami. Plus jest taki, że w streszczeniach zawsze krótko jest opisane badanie i wnioski, jakie z niego wyciągnięto ;)

Dla ciekawych porównanie kolana zdrowego z kolanem osoby chorej na zwyrodnienie stawów (czyli chorobę, w której występuje zmniejszona ilość mazi stawowej i zaburzenia ilościowo-jakościowe w chrząstce):

 
źródło: KLIK
  
Powyżej zdjęcie kolana osoby zdrowej (być może ma jakiś mikrouraz, jednak po tym zdjęciu nie można tego ocenić). Jak widać szpara stawowa (ta ciemna przestrzeń pomiędzy jedną kością, a drugą) jest prawidłowa, kości w tym przypadku nie ocierają się o siebie.


 
Źródło: KLIK

Tutaj natomiast widać, że w prawym kolenie (na tym zdjęciu prawe kolano jest po lewej stronie ;D)szpara stawowa praktycznie nie istnieje. W lewym z kolei (prawa strona zdjęcia) zmiany są mniejsze, jednak i tak przestrzeń ta jest mniejsza niż u zdrowej osoby. Jak więc takiego człowieka może nie boleć kolano?


Czy Wy stosujecie jakieś preparaty wzmacniające stawy? Jak tak, to napiszcie jakie i podzielcie się opinią, czy na Was działają.